Niebo to miejsce na ziemi – Ake Edwardson

Piąty tom z cyklu o Komisarzu Eriku Winterze „Niebo to miejsce na ziemi” Ake Edwardsona jest niezły. Tak to chyba najlepsze określenie. Ale nie dziwmy się. Każda seria musi kiedyś mieć swoją gorszą część. Jak zwykle dużo psychologii i fajnie poprowadzone wątki, ale…

Po pierwsze, denerwowały mnie okropnie te ciągłe wtrącenie po angielsku. Rozumiem, że to zamysł autora, że jest to jedna z cech głównego bohatera.
Ale w tej powieści, już nie tylko Erik Winter dodaje co po chwila coś w języku Szekspira, robią to także inne policjanci i nawet podejrzani i przesłuchiwani. Tak jakby cała Szwecja (albo Goteborg) znała biegle angielski i traktowała ten język jako urzędowy obok szwedzkiego. Albo jakby wtrącanie angielskich słówek było trendy:)

Po drugie, Edwardson jest mistrzem w rozwlekaniu akcji. Na początku pomału, powoli, by nagle po dwustu stronach, ruszyć z kopytem. Najpierw dowiadujemy się o ofiarach, bo prawie zawsze jest ich więcej niż jedna (i pewnie na to potrzeba tych dwustu stron), a potem nagle policja doznaje olśnienia i rozwiązuje zagadkę w ciągu kilku dni.

W jednej z okładkowych recenzji napisano, że świat komisarza Wintera jest szary. Zgadzam się. Jest szary, nawet jak akcja książki toczy się w lecie („Niech to nigdy się nie kończy”). Ale na tym polega cały urok powieści Edwardsona. Wszystkich jego powieści. Jego Goteborg jest ciemny, szary i ponury. Nawet jak świeci słońce to czytelnik odczuwa tylko smutek i tragedię. Ta szarość mi nie przeszkadza. Nie zmienia to jednak faktu, że zalety w postaci wstawek angielskich słów czy właśnie rozwleczenie akcji, sprawdzały się na początku, w pierwszych tomach cyklu, teraz są już denerwujące. Autor niczym nie zaskakuje. Biorąc do ręki książkę Edwardsona, wiem, że najpierw będzie sto stron „nudy”, a jak to przebrnę to pozostałe czterysta stron przeczytam w kilka godzin. Nawet zbrodnie stały się już przewidywalne i czytelnik szybciej wykryje przestępcę niż dzielny komisarz Winter.

Podsumowując, „Niebo to miejsce na ziemi” podobało mi się. Jak już akcja się rozkręciła. Ale raczej potraktowałabym to jako powieść lekką, łatwą i przyjemną. Bez zbędnego wysiłku.