Ameryka i My, czyli świat po amerykańsku

O Ameryce powstało już wiele książek. Wydaje się, że każdy dziennikarz, reporter, pisarz jak tylko wyląduje na dowolnym lotnisku USA zaraz zaczyna pisać swoją opowieść o Stanach Zjednoczonych. Fascynacja tym krajem dotyka chyba każdego. Ale też niewiele jest państw na świecie tak zróżnicowanych pod względem kulturowym i etnicznym, a jednocześnie USA zaskakuje innością rozwiązań w codziennym życiu, rozwiązań, które istnieją tylko tam.

Jakieś dwa lata temu znalazłam na instagramie konto Ameryka i ja, dziennikarki radiowej Lidii Krawczuk. Krok po kroku, z każdym kolejnym zdjęciem, kolejnym wpisem na blogu (polecam amerykaija.pl) wciągałam się w ten świat. Świat inny niż zazwyczaj, bo Ameryka w internecie to głównie słoneczna Kalifornia albo Nowy Jork z wszystkimi jego atrakcjami. Lidia Krawczuk natomiast pokazuje Waszyngton, w którym oprócz budynków rządowych jest mnóstwo pięknych darmowych! muzeów i ogrom terenów zielonych, z fantastycznymi kwitnącymi wiśniami na czele, które co roku ściągają do amerykańskiej stolicy tłumy turystów.

Książka „Ameryka i my” to wspólne dzieło Lidii i jej męża Pawła Żuchowskiego (kto tak jak ja jest wychowany na radiu RMF FM, na pewno zna to nazwisko amerykańskiego korespondenta). Można by powiedzieć, książka jakich wiele. Jest o prezydentach i o Hollywood. Ale właśnie nie. Bo autorzy wnieśli do tej publikacji siebie.

„Ameryka i my” to nie jest taka tradycyjna opowieść o Stanach, jakie znamy z wielu książek, artykułów, nie mówiąc już o filmach i serialach. Autorzy pokazali Amerykę swoimi oczami, opatrzyli własnym komentarzem, wskazując kwestie, które choć dla nas wydają się teatralne, w USA są bardzo naturalną częścią życia.

Dziennikarze pokazują jak sami musieli przystosować się do nowego życia, w kraju, w którym wszystko działa inaczej niż w Europie – od ubezpieczenia zdrowotnego po stacje benzynowe. Zabierają nas za kulisy Oscarów i na backstage Białego Domu, oglądamy z bliska Nowy Jork i dowiadujemy się jak wygląda handel podróbkami. A to dopiero początek, bo im dalej tym ciekawiej.

Jestem politologiem i wiem, że polityka to bagno, do którego lepiej nie wchodzić. Ale polityka w Ameryce nabiera nowego wymiaru. A wybory prezydenckie to szoł, w którym chętnie wzięłabym udział (nie jako kandydatka:), ale praca w sztabie wyborczym to musi być świetna szkoła życia, a jednocześnie całkiem dobra zabawa). Wiedzieliście np. o konkursie na najlepszy przepis na ciasteczka od Pierwszej Damy?

Gdy myślałam, że rozdziały o Hollywood, NYC i wyborach będą moimi ulubionymi, okazało się, że najlepsze autorzy zostawili na koniec. Przylądek Canaveral, start i lądowanie wahadłowca Atlantis. Opisany z wszystkimi emocjami, których Lidia i Paweł doświadczyli. Z biciem serca, uciskiem w piersi i zapierającym (dosłownie) dech widokiem. Kolejny rozdział i historia o katastrofach naturalnych, huraganach, tajfunach, trzęsieniach ziemi również robi wrażenie. A jednym z moich ulubionych fragmentów książki jest część o pogrzebach i przeżywaniu przez Amerykanów żałoby. Zupełnie inaczej niż w Europie, celebracja życia zamiast opłakiwania straty. Coś pięknego!

„Ameryka i my” to nie jest taka sobie zwykła książka o USA. To nie są suche fakty, ani kolejny artykuł,  to jest mocno rozbudowany reportaż, z wszystkimi jego emocjami, których autorzy doświadczyli. To jest historia prawdziwych ludzi o prawdziwych ludziach, ale wszystko napisane lekko i z humorem. Niezwykle zabawna pozycja, która od tematów rozrywkowych przechodzi do coraz bardziej poważnych i naprawdę w ostatnim rozdziale tę powagę czuć. Ona udziela się Czytelnikowi. Razem z autorami przeżywamy emocje Oscarowe, wstrzymujemy oddech, gdy Nik Wallenda spaceruje po linie, i w napięciu oczekujemy na start wahadłowca. Z pomocą Lidii i Pawła rozmawiamy ze zwykłymi Amerykanami, którzy stracili rodzinę, przyjaciół, cały dobytek podczas huraganu Katrina, a potem wyruszamy relacjonować huragan Sandy.  „Ameryka i my” sprawia, że Czytelnik nie czyta o Stanach. On tam jest. Widzi, czuje, doświadcza, przeżywa to wszystko, o czym piszą autorzy. To jest niezwykłe, że Lidii Krawczuk i Pawłowi Żuchowskiemu udało się napisać książkę – reportaż, która sprawia, że Czytelnik jest w środku akcji. Nie przygląda się temu z zewnątrz, ale podświadomie uczestniczy w wydarzeniach. Chapeau bas!

Wiem, że to pytanie już padło wielokrotnie, ale muszę zapytać i ja. Drodzy Autorzy, to kiedy kolejna część?