Premiera 10 maja
Ci, którzy mnie znają wiedzą, że buzia mi się nie zamyka. Rzadko odbiera mi mowę, a zdarza się to w naprawdę wyjątkowych sytuacjach. I to jest właśnie taka sytuacja. Nie wiem co powiedzieć. Tfu, nawet nie powiedzieć, napisać. Ci, którzy mnie znają wiedzą też, że mam wredny charakter. Nie złośliwy, ale czepialski, uroczo wredny powiedzmy. Rzadko się czymś zachwycam, a jeśli tak się dzieje to Gosiarella, która zna mnie najlepiej wie, że to musi być dobre. Bo Magda Witkiewicz pisze tylko dobre książki. Przepraszam, co najmniej dobre. Dobre są te, które mniej mi się podobają. Te, którymi się zachwycam są cudowne, genialne i odbierają mi zdolność przelewania myśli na ekran laptopa.
„Czereśnie zawsze muszą być dwie” tytuł, który intrygował mnie ze dwa lata. Albo więcej. Magdalena Witkiewicz od dawna zapowiadała książkę o tym tytule, tylko ciągle mało jej było researchu. Warto było czekać.
Zosia Krasnopolska odziedziczyła zrujnowaną willę w Rudzie Pabianickiej. Dom jest stary, ale nadal piękny, z charakterem i klimatem. Nowa właścicielka zacznie odkrywać jego tajemnice, a wraz z nimi pozna co to miłość i przyjaźń z prawdziwego zdarzenia.
(W trakcie lektury, gdzieś tak koło trzechsetnej strony napisałam do Magdy, że jestem zachwycona, i żeby machnęła jakąś sagę, bo naprawdę dobrze wychodzi jej tworzenie historii rozgrywających się w przeszłości. Marzy mi się coś w stylu „Cukierni pod Amorem”. )
„Czereśnie zawsze muszą być dwie” to cudowna opowieść o tym, że miłość może przetrwać lata. Że każdy z nas potrzebuje drugiego człowieka, by móc rozkwitnąć jak ta czereśnia i pokazać siłę swoich możliwości. I niekoniecznie ten człowiek musi być naszą drugą połówką. Że najbardziej pokręcone historie mają szansę na happy end, nawet jeśli będzie odłożony w czasie.
I Magdzie Witkiewicz znowu się udało. Napisała rewelacyjną książkę, ze świetnym wątkiem retro, rzeczywiście wymagającym dobrego researchu, i tenże był doskonały. Szczegóły opisane przez autorkę, autentyczne wycinki z gazet czy przepisy i wzory haftu nawet, Magda zadbała o najdrobniejsze detale. Do tego sama historia domu w Rudzie Pabianickiej jest przemyślana i fajnie napisana. Czytelnik z wypiekami na twarzy śledzi losy bohaterów zarówno tych współczesnych, jak i tych z poprzedniego wieku. Nie ma co, Magda Witkiewicz wie jak budować napięcie. Jak macie problemy z ciśnieniem to lepiej uważajcie. Autorka funduje czytelnikom mnóstwo zwrotów akcji, a także kilku godzin kombinowania, kto z przeszłości kim jest obecnie. Do tego poznajemy trochę historii Łodzi i Rudy Pabianickiej, odrobinę opowieści o gdańskim falowcu, i przede wszystkim niezwykłą opowieść o Polsce przedwojennej, o przedwojennej fabrycznej Łodzi. Magda Witkiewicz fantastycznie przemyciła wątek retro we współczesnej historii i odwrotnie – wątek nowoczesny wplotła w ten przedwojenny. Te historie są ze sobą tak mocno powiązane, przenikają się wzajemnie przenosząc czytelnika w niezwykły świat. Magiczny, tajemniczy, prawie jak z bajki. Dajcie się ponieść tej opowieści, bo was oczaruje!
Tekst powstał we współpracy z Magdaleną Witkiewicz i Wydawnictwem Filia