Zerowaste – ja się do tego nie nadaję

Od kilku lat śledzę ideę zerowaste, czyli zero śmieci.  Często jest łączona z ideę minimalizmu i rzeczywiście można tutaj znaleźć wiele punktów wspólnych, jak choćby maksymalne wykorzystanie resztek jedzenia, tak aby nic nie wyrzucić. Jednak to co mnie fascynuje w ruchu zero waste to ich podstawowa zasada – jak najmniej śmieci.

Czym jest zerowaste?

Najprościej mówiąc to wyprodukowanie jak najmniejszej ilości śmieci. Rezygnacja z wszelkich opakowań, wybieranie ekologicznych produktów, które pakujesz we własne wielorazowe torby, zużywanie ubrań do ostatniej nitki, i przykłady można by tak mnożyć.

I widzicie, fascynuje mnie to, bo uważam, że zwykły przeciętny człowiek nie ma szans na wyprodukowanie słoika śmieci rocznie – jak to robi Bea Johnson razem ze swoją rodziną, czyli najbardziej znana propagatorka zerowaste.

Niestety moim zdaniem nie jest to takie proste. Bo widzicie takie mleko. Mleka pije się u nas dużo, ale do najbliższego mlekomatu mam jakieś 7 km, więc codzienne przywożenie go nie jest możliwe. Co więcej w moim mieście znikają kolejne mlekomaty, bo po prostu mało osób z nich korzysta – chyba należałoby najpierw zacząć od uświadamiania ludzi, a potem przejść do stawiania mlekomatów.

Druga sprawa – plastiki. Butelki z wodą mineralną. Pijemy mnóstwo wody. Niestety o ile woda w Krakowie jest podobno rewelacyjna i można ją pić prosto z kranu, o tyle u mnie już tak rewelacyjnie nie jest. Filtrom jakoś nie ufam, także tych butelek idzie nam naprawdę sporo.

Ubrania – zerowaste radzi by kupować przede wszystkim w sh. Trzeba jeszcze mieć jakieś fajne pod ręką i do tego oko do znajdowania ciuchów. Już nie mówiąc o tym, że trzeba lubić rzeczy  z sh. Ponadto umówmy się, że sh to jednak trochę loteria jest. Bo nigdy nie wiadomo czy uda ci się upolować fajny płaszcz na zimę czy akurat będą tylko swetry.  A jednak w takiej galerii handlowej czy w internecie to zawsze coś znajdę. A wiecie, że cenię jakość i wolę zapłacić więcej, ale żeby mi ubranie służyło dłużej niż rok czy dwa.

Wiem, wiem narzekam i złej baletnicy i tak dalej, ale spójrzmy prawdzie w oczy, życie zerowaste w polskich warunkach jest mało realne. Oczywiście mówię o takim stuprocentowym zerowaste, bo zawsze znajdzie się coś, co można zrobić, by zmniejszyć ilość odpadów. Ja na przykład noszę własne materiałowe torby na zakupy.

Pisząc ten tekst przekopałam internet w poszukiwaniu informacji. Trafiłam na wpis Księżniczki w kaloszach (którą uwielbiam), o tym że zerowaste to ściema. I okazało się, że mamy podobne poglądy. Tak naprawdę możemy podejmować drobne kroki, nie używać torebek foliowych, tak planować zakupy i posiłki, aby nie wyrzucać jedzenia, ale niektórych rzeczy zwyczajnie nie przeskoczymy.  I ja takie codzienne zwyczajne praktyki stosuję, ale wyznawczynią zerowaste nigdy się nie stanę.

A na koniec kilka przydatnych linków:

Artykuł o Bea Johnson

Blog Bea Johnson

Ograniczam się – świetny blog Kasi, na którym poznacie jej zmagania z ideą zerowaste

zdjęcie: unsplash.com/photo by Joseph Barrientos