Patent nie z tej ziemi, czyli jak umyć dziecku głowę

Ten tekst nijak nie pasuje do profilu bloga, ale traktuje o tak genialnym dla mnie odkryciu, że musiałam go napisać. Otóż Kuka urodziła się bardzo kudłata. Naprawdę czarne gęsty włosy to u noworodka znowu nie taka często spotykana część image’u.  A moje dziecko nie dość, że takie włosy miało od samego początku to jeszcze ani trochę jej się nie wytarły. Nic a nic. 
I teraz wyobraźcie sobie umyć coś takiego. Tatatadam, tatatdam, muzyka grozy. Tak, jest to skomplikowane. Wprawdzie moje dziecię uwielbia wodę, ale jednak lanie jej wodą po głowie do przyjemnych nie należało, a do tego jeszcze z płynem do mycia – koszmar. Aż pewnego dnia potrzebowałam coś kupić. Nie pamiętam już czy była to butelka, smoczek czy jeszcze coś innego. Zapuściłam się w nieznane mi dotąd rejony popularnego sklepu dziecięcego i moim oczom ukazało się coś dziwnego. 
Ja mam takie najprostsze od Canpol babies

Na wieszaczkach równiutko wisiały sobie różowe i niebieskie, piankowe śliniaki. Tak w każdym razie pomyślałam. Zaciekawiło mnie, bo Kuka akurat zaczynała spożywać coś więcej niż mleko. Podeszłam, patrzę, czytam i oczom nie wierzę. Rondo kąpielowe. Pierwsza myśl – co to do cholery jest? Ludzie to już całkiem pogłupieli w wymyślaniu gadżetów.  A za chwilę przyszło oświecenie. I wow! Zakochałam się! Autentycznie poczułam się jakby niebo się przede mną otworzyło. Kupiłam różowe – unikam tego koloru, ale było ładniejsze niż niebieskie. Cena coś koło 16 zł chyba, w każdym razie nie jakieś rujnujące pieniądze. A wieczorem – cud. Wykąpałam Kukę, założyłam jej rondo na głowę, włosy wystają przez dziurę na środku i umyłam bezproblemowo. Ani kropelka jej do oczu nie wpadła. Ja zachwycona, rodzicielka (która pomagała mi wtedy w kąpaniu) zachwycona, a dziecko nawet nie zauważyło, że coś jej się tam po głowie lało. Cudo, Po prostu cudo!