Sztuka porządkowania Dominique Loreau

Dominique Loreau jest autorką wielu poradników dotyczących życia zgodnie z duchem minimalizmu. Od wielu lat mieszka w Japonii, zakochana w tamtej kulturze i stylu życia. O jej „Sztuce prostoty” pisałam już TUTAJ, książka mnie zachwyciła ze względu na narzucający, krzyczący ton autorki, który nie zdecydowanie nie zachęcał do zmian. Mimo wszystko, może to jakiś ukryty masochizm, postanowiłam przeczytać inne książki Loreau. Intrygowały mnie i nie ukrywajmy, że kusiły tytuły z porządkowaniem i planowaniem w nazwie.

„Sztuka porządkowania”  to przedstawienie w kilku rozdziałach zasad pozwalających na szybkie sprzątnięcie domu. I powiem tylko, że nie jest to książka o sprzątaniu, a o porządkowaniu, zasadnicza różnica. Sprzątanie to wycieranie kurzu, odkurzenie dywanów, umycie podłóg, powycieranie blatów kuchennych czy umycie łazienki. Natomiast porządkowanie to wyrzucenie niepotrzebnych rzeczy, zniszczonych, zepsutych, zbędnych przedmiotów i stworzenie niezagraconego otoczenia, która można posprzątać w kilku minut.

Loreau opisuje jak wykorzystać wnętrza szaf, zwłaszcza tych głębokich, podaje propozycje zawieszenia różnych haczyków, relingów, półek, wsunięcia skrzynek, pudełek czy dodatkowych szuflad na przykład pod łóżko. Wykorzystania ścian po obu stronach kominka, zagospodarowania kuchni czy łazienki, w taki sposób, by sprzątało się je szybko i sprawnie.  I tutaj moja dotychczasowa wiedza o sprzątaniu i porządkowaniu zaczyna się kłócić z teoriami autorki. Ale sądzę, że nawet jeśli ktoś zaczyna tego typu lektury od „Sztuki porządkowania” to będzie mieć podobne spostrzeżenia w niektórych kwestiach jak ja.

Jako, że Loreau mieszka w Japonii i w swojej idei minimalizmu mocno czerpie ze stylu życia Japończyków i szintoizmu, porównanie „Sztuki porządkowania” z „Magią sprzątania” Marie Kondo narzuciło mi się samo. Zgodnie z duchem szintoizmu obie autorki proponują, by rozmawiać z posiadanymi przedmiotami, by żegnać się z tymi, które decydujemy się oddać czy wyrzucić, dziękować im za dobrą służbę*. To wprawdzie nie dla mnie, ale co kto lubi, nic mi do tego. Poza tym obie specjalistki mówią, by porządkować przedmioty grupami np. książki czy ubrania zbierać wszystkie w jednym miejscu, rozłożyć na przykład na podłodze i każdą rzecz wziąć do ręki, pomacać, obejrzeć i dopiero wtedy decydować co z nią zrobić. Wprawdzie ja porządkowałam lokalizacjami, ale ta kategoryzacja też mi się podoba. Brzmi sensownie i logicznie.

Natomiast zdziwiło mnie podejście Loreau do wszelkiego typu pojemników, pudełek, szuflad, przegródek itd. Istna Anthea Turner. I choć bardzo lubię brytyjską Perfekcyjną Panią Domu, to nigdy nie lubiłam tych jej koszyków, w których można trzymać wszystko. Loreau jest zwolenniczką trzymania przedmiotów w pudełkach, skrzyniach, pojemnikach, podczas gdy Kondo pisze, że to tylko dodatkowe zabieranie miejsca. I z tym się zgadzam. Pojemniki to dodatkowe przedmioty. Jasne, że kilka jest potrzebnych na jakieś drobniejsze rzeczy, ale żeby stosować je w całym domu, wszędzie gdzie się da, to już przesada. Druga sprawa to haczyki i relingi. Loreau postuluje by zwłaszcza w kuchni i łazience powiesić wszystko co się da. Kubki, patelnie, noże na magnesowej listwie,  chochle, wszystko co się da, bo dzięki temu blaty będą puste i szybko będzie je można wytrzeć. A moją pierwszą myślą było: „A ile czasu zajmie mi wycieranie z kurzu tych wszystkich wiszących rzeczy?” No dobra, zakładając zgodnie z tym co pisze Loreau, że są to przedmioty, których używamy codziennie to nie powinny się one kurzyć, ale z drugiej strony, wystarczy, że taka patelnia powisi nieużywana 2-3 dni i już trzeba ją przetrzeć, a jeśli ktoś ma zwierzęta w domu, psa czy kota, nawet przedmioty codziennego użytku są narażone na sierść naszego pupila. Już nie mówiąc o tym, że dla mnie taka ‘zawieszona’ kuchnia w stylu staroangielskim, jak pisze autorka, wcale nie robi wrażenia przytulnej, a zagraconej i trudnej w utrzymaniu czystości. Nie podobały mi się też pomysły Loreau co do półek ściennych zasłoniętych zasłonami. Tak trochę bez sensu. Ja jednak jestem zwolenniczką zamkniętych szaf, wszystko pochowane, może być za szkłem ,ale jednak pochowane i nie kurzące się. Mniej wycierania, to szybsze sprzątanie.

Mimo tego mojego narzekania podobała mi się ta książka. Dużo tutaj ciekawych pomysłów można znaleźć, relingi, haczyki, skrzynie, pojemniki w rozsądnych ilościach mają sens i są naprawdę przydatne. Loreau kładzie duży nacisk na uporządkowanie domu, pozbycie się zbędnych rzeczy, tak by potem sprzątanie było przyjemniejsze. Pisze by dla każdego przedmiotu znaleźć odpowiednie miejsce, i wypracować sobie nawyki, by za każdym razem odkładać każdą rzecz na miejsce. Świetny jest rozdział o ergonomii pracy. Ułożeniu przedmiotów w takich miejscach i w taki sposób, byśmy nie musieli wykonywać zbędnych ruchów. Najbardziej podobał mi się przykład z pilnikiem i obcinaczem do paznokci – po co trzymać je w łazience skoro manicure robimy w salonie? Na plus zaliczam również to, że Loreau porzuciła swój mentorski, wszystkowiedzący ton, który tak mnie denerwował w „Sztuce prostoty” i zaczęła przemawiać łagodnym głosem doradcy, a nie despoty.

„Sztuka porządkowania” to świetna pozycja dla osób, które pozbyły się już zbędnych rzeczy i zaczynają szukać odpowiednich miejsc dla tego co zostało. Przygotowują się do dekoracji domu, myślą co i gdzie położyć, powiesić na ścianie, z czego korzystają codziennie, a co wyciągają raz do roku. Jest to taka lektura w pół drogi, coś pomiędzy „Magią sprzątania”, a „Sztuką prostoty”.

Ciekawostka: Podobno w Japonii istnieją specjalne firmy, które zobowiązują się spalić wszystkie przedmioty, które decydujecie się wyrzucić, zgodnie z religią szintoistyczną, by twoje rzeczy nie służyły nikomu innemu.