W domu Madame Chic – Jennifer L. Scott

Po zachwycających „Lekcjach Madame Chic” Jennifer L. Scott z ogromnym zapałem sięgnęłam po kolejną książkę traktującą o celebrowaniu każdej chwili, czyli „W domu Madame Chic”. Czego oczekiwałam? Ciekawych porad dotyczących prowadzenia domu, ogarnięcia codziennego bałaganu i umiejętności wyłapywania chwil tylko dla siebie, nawet tych najkrótszych.  Czy to dostałam? No cóż…

„W domu Madame Chic” podzielone zostało na dwie części „W Twoim domu” oraz „Codzienne przyjemności”. I choć każda z tych części to trzy rozdziały, to są one nieproporcjonalne względem siebie. „W Twoim domu” to zaledwie 28 stron. A to właśnie ta część książki była dla mnie najciekawsza. Mowa tutaj o tym jak mieć dom posprzątany tak, by nie panikować, gdy wpadają niezapowiedziani goście, jak odkładać przedmioty na miejsce, tak by nie mieć pod wieczór góry rzeczy do sprzątania, jak ustalić sobie plan sprzątania, tak by codziennie coś zrobić. Autorka bardzo fajnie to wszystko przedstawiła na własnym przykładzie, matki dwóch córek, pracującej w domu. Pokazała jak się nie rozleniwić i jak rozplanować dzień. Te rady rzeczywiście są do wykorzystania w praktyce i może nawet wprowadzę je u siebie, jak już ogarnę dom do stanu uporządkowanego (czyli wywalę wszystkie niepotrzebne graty).

Druga część „Codzienne przyjemności” to niestety, ale dla mnie czyste lanie wody. Autorka pisze o celebrowaniu każdej chwili, każdej czynności i fajnie, bardzo mi się ta idea podoba. Sama staram się zawsze dobrze wyglądać, nawet w domu, czy idąc na zakupy czy spacer z dzieckiem (w praktyce robię obie te rzeczy jednocześnie). Nie noszę powyciąganych dresów, jestem uczesana, mam delikatny makijaż i nawet pomalowane paznokcie. Ale mam zastrzeżenia co do tej części książki z jednego powodu. Mnóstwo tutaj opisów przykładowych fryzur, czy makijażu (krok po kroku jak coś zrobić), przykładowa muzyka, której można słuchać w samochodzie, w drodze na zakupy czy podczas sprzątania, przepisy na ciasta czy przykładowe menu lunchu, brunchu czy innej okazji. To wszystko to tylko zapełniacze stron, które w pewnym momencie zaczęłam po prostu omijać. Przeczytałam opisy fryzur, potem makijaże i już na kolejne takie propozycje nie miałam ochoty. Jedyne co w tej części książki mi się podobało to przypomnienie dziesięcioelementowej szafy opisanej w „Lekcjach Madame Chic”.  Mam wrażenie, że tutaj autorka wyjaśniła to lepiej niż w poprzedniej pozycji i nawet wypisałam sobie przykładowe części garderoby, które powinno się mieć na daną porę roku (aczkolwiek dostosuję je do swoich potrzeb, a raczej do naszego klimatu, wiadomo Polska to nie Kalifornia).

Podsumowując „W domu Madame Chic” nie jest niestety tak udaną pozycją jak „Lekcje Madame Chic”. Nie daje tak dużej motywacji (po lekturze „Lekcji…” zrobiłam generalne porządki w szafie i to natychmiast) i niestety nudzi i nuży czytelnika. Jak wspomniałam pierwsza część jest bardzo dobra, ale nie warto kupować książki tylko dla niej, to raptem 28 stron. Druga część zaś stanowi dla mnie rodzaj zapychacza, gdyby wyrzucić te wszystkie przykłady, książka miałaby pewnie około 100 stron zamiast 187, ale byłaby o wiele bardziej interesująca. I mimo, że Jennifer L. Scott pisze w fajny, przystępny sposób, bardzo lekko, tak, że książkę pochłania się szybko ku własnemu zaskoczeniu, to jednak pozycja ta nie sprawia, że mamy ochotę wszystko rzucić w kąt i spróbować coś zmienić w swoim życiu. Autorka nie przekonała mnie ani do fryzur à la chic, ani do no make up look, zdecydowanie wolę pozostać przy swoich metodach czesania i malowania. Tak samo nie mam ochoty na organizacje lunchów z przyjaciółkami, na gotowanie wystawnych choć prostych potraw i tworzenie wizerunku domowej chic. Wolę być chic na swój własny sposób.

Cóż pozostaje? Jeśli macie ochotę sięgnijcie po „W domu Madame Chic” może znajdziecie w niej motywację, której ja nie dostrzegłam. Nadmienię tylko, że autorka nie opisuje tym razem paryskiego życia w domu Państwa Chic, tylko swoje własne kalifornijskie, które próbuje ogarnąć i celebrować, z różnym skutkiem. To jest na pewno kwestia, która powoduje, że wszystko co opisano w książce wydaje się być bardziej realne niż przedstawiona w „Lekcjach…” tajemnicza Madame Chic. Nie zmienia to jednak faktu, że druga książka Jennifer Scott nie jest tak porywająca, pouczająca, motywująca ani nawet wciągająca jak jej poprzedniczka.