Minimalizm nie dla każdego?

http://feelgrafix.com/953992-minimalism.html

W jakimś sensie jestem minimalistką. Pozbyłam się wielu zbędnych rzeczy, w tym także książek, do których już nie wrócę (a nowe puszczam dalej, jeśli już nie będę ich czytać), staram się także nie kupować czegoś, do czego nie jestem w pełni przekonana, że jest mi to potrzebne. Stawiam na jakość, nie na ilość. Ale jednocześnie nie rezygnuję z przyjemności, nie przemeblowuję domu (choć to uwielbiam) w duchu minimalistycznym, żadnych feng shui (bo to akurat do mnie nie przemawia) ani  rygorystycznych zasad. Dostosowałam minimalizm do swoich potrzeb i swojego życia, bo uważam, że taki właśnie jest sens tej idei. Żyć w zgodzie ze sobą. Dostosować zasady minimalizmu do siebie,  a nie siebie do idei. Bo jaki w tym byłby sens?

Minimalizm ma nam dawać szczęście, a czy będziemy szczęśliwsi jeśli zmusimy się do wyrzucenia kolekcji świnek skarbonek, bo zgodnie z zasadami są one zbędnym balastem. Nie. Nie będziemy. Ja to wiem i wy to wiecie. Ale mam wrażenie, że wiele osób działa na zasadzie owczego pędu. Jeszcze jakieś trzy lata temu, mało kto wiedział co to minimalizm. Ba, ja sama nie znałam tego pojęcia w znaczeniu stylu życia, choć nieświadomie zaczynałam tę ideę realizować. Style Digger powoli zaczynała propagować slow life, co również łączy się z minimalizmem, ale też nie tworzyła jeszcze w ten sposób mody. A teraz? Mam wrażenie, że minimalizm ogarnął wszystkich i to akurat wcale nie jest dobre. Dlaczego? Bo ludzie ślepo podążają za modą, nie patrząc czy to coś jest dla nich odpowiednie (parafraza słów Honoraty, z naszej którejś entej rozmowy). Modny minimalizm, no to dawaj, powyrzucaj wszystkie rzeczy, nawet te co uwielbiasz, zostaw sobie dwa komplety ubrań i po jednym talerzu, kubku, widelcu i będziesz minimalistą. I wytrzymają tak miesiąc, dwa, może pół roku, chociaż wątpię. Minimalizm to jest styl życia i tak jak wszystko, nie jest on dla każdego. Do tego trzeba mieć odpowiedni charakter, sposób bycia i przede wszystkim znać siebie i wiedzieć co jest dla nas dobre i z czym będzie nam dobrze.


Zawsze byłam porządnicka. Lubiłam porządek, ale w sensie braku kurzu, w miarę poukładanych rzeczy i pewnie w konsekwencji tego dojrzałam w końcu do nietrzymania niepotrzebnych rzeczy. Ale zostawiłam sobie ukochane książki, to że mnóstwo ich wyniosłam, nie oznacza, że została mi garstka, nadal mam ich coś koło 400. Poza tym mam ebooki, tych nie widać, nie zajmują miejsca, a też mam ich sporo. Ale nie kupuję już nałogowo. Nie rzucam się na każdą promocję i tanią książkę. Nauczyłam się, że ważniejsze od wielkiej biblioteczki nieprzeczytanych książek, jest dla mnie posiadania tych ukochanych, wybranych tytułów. Dla mnie to jest dobre, dla Ciebie niekoniecznie. Nie mam pełnej kosmetyczki szminek, lakierów i cieni do powiek. Półek zapchanych balsamami, żelami i kremami. Ale ty możesz mieć, jeśli daje Ci to szczęście. I jednocześnie możesz być minimalistką. Moim zdaniem zdrowe podejście do minimalizmu (jak zresztą do każdej idei) to nie wyrzeczenie się wszystkiego co kochamy, lubimy, co sprawia nam przyjemność. Minimalizm ma nam pokazać jak wielu rzeczy nie potrzebujemy, jak wiele jest przedmiotów bez których możemy się obejść i być szczęśliwym, ale nie można robić wszystkiego na siłę.

W którejś książce, nie pamiętam czy była to Książeczka minimalisty czy Sztuka prostoty przeczytałam, że należy ograniczyć zbędne wydatki na wszystko, w tym także takie rzeczy jak kino, restauracje, podróże. I wiecie jaka była moja pierwsza myśl? Po cholerę? No dobra ograniczam wydatki na te naprawdę dla mnie zbędne rzeczy, kupię mniej książek, mniej kosmetyków, mniej ciuchów (za to lepszej jakości, i posłużą mi 3 lata a nie 3 miesiące) i będę mieć zaoszczędzone pieniądze. I teraz co, skoro nie mogę ich wydać na przyjemności to po co mi te pieniądze? Mam się w nich wytarzać jak wujek Sknerus z Kaczych opowieści? Skrajny altruista powiedziałby ‘oddaj wszystko na cele charytatywne’. A ja powiem wykorzystaj te pieniądze na przyjemności, na spełnienie marzeń, na realizację celu np. podróży dookoła świata, budowę domu albo kupno działki na księżycu.  Dla mnie minimalizm ma cel sam w sobie. Nie tylko ma mi pomóc ograniczyć kupno zbędnych rzeczy, oczyścić przestrzeń wokół siebie, ale też pomóc zrealizować marzenia.


Podsumowując, bo trochę długo mi wyszło i chyba zboczyłam z tematu. Minimalizm stał się modny. Ale na wszystkie świętości proszę was, bądźcie rozsądni. Jeśli czujecie, że to nie dla was, nie angażujcie się w to. Możecie spróbować, ale jeśli nie będziecie z tym szczęśliwi, skończcie, zanim wyrzucicie ukochany sweter. Nie pakujcie się w coś, co wam nie daje satysfakcji. To też jest jedna z zasad minimalizmu. Masz być szczęśliwy. Masz być spełniony. Masz czuć, że się realizujesz w tym co lubisz. A do tego wcale nie musisz być modny!