Złośliwa trzynastka

Dickie Orr to nie jest ulubieniec Stephanie Plum. Zresztą, czy byłego męża można lubić? Ale Dickie to wyjątkowa kanalia, dlatego jego nagłe zniknięcie nie zmartwiło Stephanie. Do czasu kiedy okazało się, że jego wspólnicy z kancelarii także zaginęli, a w ogóle to cała ta praktyka prawnicza mocno śmierdzi, no i Stephanie jest pierwszą podejrzaną w sprawie. A złośliwy los nasyła na kark naszej łowczyni nagród,  Joyce Barnhardt, która ma nadzieję, że Stephanie doprowadzi ją do Dickiego. Jakby jeszcze było mało Morelli i Komandos zawarli pakt i pilnują dziewczyny, co by się w kłopoty nie wpakowała kolejne – jakby to kiedykolwiek coś  dało! Aaa i Babcia Mazurowa ma narzeczonego, więc rodzinka znowu nie wytrzymuje.

„Złośliwa trzynastka” przynosi kolejne perypetie ulubienicy czytelników Stephanie Plum. Będzie dużo strzelania, wybuchające samochody i budynki, a nawet zwierzęta. Czy właściwie jest jeszcze coś co mogłoby nas zaskoczyć w związku ze Stephanie? Śliwka to przecież najbardziej zwariowana na świecie łowczyni nagród, której niestraszne żadne wyzwania, mimo, że jej pech nie zna granic ni kordonów, nawet jeżeli są to granice Trenton. Trzynasta odsłona przygód Stephanie to nowa dawka śmiechu, akcji rodem z najlepszych filmów sensacyjnych, wydarzeń, po których Grajdoł nie będzie już taki sam.  Janet Evanovich ponownie staje na wysokości zadania i oddaje czytelnikom książkę, która zapewnia doskonałą rozrywkę na zimowe wieczory. Spójna, wciągająca fabuła, logicznie powiązane wątki  (choć wcześniej zdarzały się autorce przeskoki, jak choćby powrót Stephanie do pracy u Vinniego), lekki styl i wir wydarzeń, który pochłonie czytelnika bez reszty, aż do ostatniej strony. Mnogość wątków i bohaterów sprawia, że nie mamy szans na nudę, a autorka tak sprytnie wszystko ze sobą powiązała, że nie pogubimy się w całej historii.

„Złośliwa trzynastka” to obowiązkowa pozycja dla fanów Śliwki, ale tego chyba nie muszę pisać. Jak ktoś chce poznać zwariowaną łowczynię nagród z Trenton też może zacząć od tego tomu, choć ja w tym przypadku akurat jestem zwolenniczką czytania w odpowiedniej kolejności. Przygody bohaterki z tomu na tom są coraz fajniejsze, lepiej napisane, bardziej przemyślane i po prostu ciekawsze. Śliwka rozkręca się z każdą kolejną częścią i przyjemnie jest poznawać ją tak, jak stworzyła ją Evanovich, i jak poznawali ją pierwsi czytelnicy. I niech was nie przeraża ilość tomów, bo książki czyta się z prędkością światła i te czternaście części (premiera „Odlotowej czternastki” lada chwila) pochłoniecie zanim zdążycie się obejrzeć, w pesymistycznej wersji zajmie wam to jakieś siedem tygodni. Podkreślam, to jest ta gorsza opcja. Jeśli lubicie komedie sensacyjne, to cykl przygód Stephanie Plum to lektura właśnie dla was. Nie odsuwajcie więc w czasie przyjemności poznania Śliwki, bo rezygnujecie w ten sposób z naprawdę dobrej zabawy.