Sztuka prostoty, czyli minimalizm drogo kosztuje

Moja zajawka na minimalizm i prostotę trwa. I tak na fali trafiłam (dzięki Viv) na książkę „Sztuka prostoty” Dominique Loreau. I wiecie, mam problem. Nie wiem co napisać, no bo tak…

Książka została podzielona na trzy części „Materializm i minimalizm”, „Ciało”, „Umysł”. Pierwszy rozdział podobał mi się. Sporo tutaj odniesień do filozofii Wschodu, japońskiego stylu życia – autorka mieszka od wielu lat w Kraju Kwitnącej Wiśni i ten wpływ widać na każdym kroku, w każdym zdaniu i słowie. W tej części autorka porusza temat posiadania zbyt wielu rzeczy, czyli właściwie standard w każdym poradniku dotyczącym minimalizmu. Pisze o przepełnionym domu, o zbyt wielu zbędnych przedmiotach, jednocześnie podkreślając by mieć rzeczy niewiele, ale by były one absolutnie wyjątkowe, dobrej jakości, co niestety wiąże się często (choć nie zawsze) z ceną zapierającą dech w piersiach. Nie zmienia to faktu, że czasem rzeczywiście lepiej mieć (tyczy to się zwłaszcza ubrań) mniej a lepsze gatunkowo np. ubrania, bo dziesięć bluzek z sieciówki, które zniszczą się po kilku-kilkunastu praniach można zastąpić czterema bluzkami, których cena przyprawi nas o zawrót głowy, ale za to bluzka po roku noszenia nadal będzie wyglądać jak nowa. Także czasem warto. Ale podkreślam to nie jest reguła.

Gorzej było w kolejnych rozdziałach dotyczących ciała i umysłu. Od razu powiem, że w całości przeczytałam tylko ten dotyczący ciała. O umyśle zaczęłam, ale ponieważ był w podobnym tonie utrzymany jak ten o ciele, to przeczytałam go po przekątnej (wiecie omiotłam wzrokiem akapity, żeby zobaczyć mniej więcej o czym jest i zrobiła na mnie podobne wrażenie jak poprzedni rozdział), dlatego nie będę się szerzej o nim wypowiadać. I teraz tak. Odniosłam wrażenie, że żeby być minimalistą to trzeba po pierwsze mieć pieniądze, po drugie nie mieć pracy ani rodziny, bo minimalizm jest czasochłonny. I już tłumaczę skąd moje wnioski się wzięły. Ano stąd, że w rozdziale, w którym mowa o tym jak dbać o swoje ciało, autorka opisuje sposoby na piękną skórę, zdrowie i prawidłowe odżywiania. Ale żeby to wszystko móc zrobić to trzeba mieć cholernie dużo czasu. Na moim przykładzie – siedzę teraz w domu z ośmiomiesięcznym dzieckiem, w zasadzie nie pracuję, choć prowadzenie bloga traktuję jak pracę, przygotowuję teksty, czytam książki do zrecenzowania i robię jeszcze parę innych rzeczy, a do tego wiadomo gotowanie, sprzątanie, pranie i przede wszystkim zajmowanie się Kuką. Jeśli chciałabym wdrożyć zasady przedstawione przez autorkę – które nie przeczę są bardzo piękne i z pewnością mają dobry wpływ na człowieka – to musiałabym porzucić przynajmniej część tego co robię. A jakbym jeszcze pracowała na etacie, to już w ogóle nie mam szans na bycie stuprocentową minimalistką. Poza tym dla mnie minimalizm polega również na tym, by mieć czas na to co ważne – na rodzinę, przyjaciół, odpoczynek. A akurat siedzenie w łazience pół dnia do żadnej z tych kategorii nie należy.

Druga sprawa Loreau pisze tutaj również o odżywianiu. Nie udało mi się znaleźć nigdzie informacji, czy autorka posiada odpowiednie kompetencje by rozprawiać o zdrowym odżywianiu, dietach i głodówkach, zakładam więc, że takowych nie ma i dlatego nie podoba mi się, że mówi w książce właśnie o oczyszczaniu organizmu itp. Nie każdemu to służy. Kolejna kwestia, napisała że należy jeść posiłki przygotowane ze świeżych produktów, bo resztki są pozbawione witamin i mikroelementów. To co, jak mi zostało z dnia poprzedniego to mam je wyrzucić? Minimalizm mówi, że nie powinno się niczego marnować, więc to trochę sprzeczne.

„Sztuka prostoty” jest dobrą książką, choć wg mnie ma kilka wad. Jednak czytałam ją tuż po lekturze świetnej „Książeczki minimalisty” i stąd – przynajmniej częściowo- moja negatywna opinia. Zaletą jest to, że opisany został minimalizm z punktu widzenia kobiety. Leo Babauta w swojej książce często mówił, że nie wie jak zastosować daną zasadę w odniesieniu np. do garderoby kobiet, Loreau napisała jak być minimalistką i to jest plus. Co do reszty niestety mam zastrzeżenia do treści i nie wiem co powiedzieć. Znawcą nie jestem, ekspert ze mnie żaden, ale z dotychczasowych lektur wyniosłam wiedzę, że minimalizm mówi o prostym życiu, prostych czynnościach, ułatwianiu sobie wielu spraw a nie komplikowaniu, a tymczasem połowa zasad opisanych w „Sztuce prostoty” nadaje się dla ludzi, którzy nie pracują, nie maja rodzin, i mogą zajmować się tylko i wyłącznie sobą cały dzień. Generalnie poleciłabym pierwszy rozdział, a kolejne jeśli chcecie to przeczytajcie, możecie spróbować wdrożyć je w życie, jak wam się uda to dajcie znać.

Na koniec powiem jeszcze, że Domonique Loreau napisała jeszcze kilka książek o prostym życiu i jestem ogromnie ciekawa dwóch tytułów. „Sztuka sprzątania. Uporządkuj swój dom i swoje życie” i „Sztuka planowania – obie ogromnie mnie interesują. Lubię porządek, w zasadzie lubię sprzątać, a planować uwielbiam i myślę, że tutaj mogłabym się wielu rzeczy dowiedzieć. Jest jeszcze „Sztuka minimalizmu w życiu codziennym” – chciałabym przeczytać, żeby porównać ze „Sztuką prostoty”, bo może tutaj autorka zawarła rady możliwe do realizacji w normalnym życiu z rodziną, pracą i domem.