Top seriali, które przestałam oglądać cz.2

Chcę wam jeszcze trochę poopowiadać o serialach, które kiedyś lubiłam oglądać. Tych starszych i nowszych, mniej i bardziej znanych. Ale także chcę posłuchać co wy o nich sądzicie, czy je znacie, oglądacie, lubicie, a może wręcz przeciwnie uważacie za beznadziejne. Jakie seriale wy porzuciliście?
Da Vinci Demons

 
Da Vinci widzi i przewiduje rzeczy, których inni nie dostrzegają. Dzięki wspaniałym projektom odkrywa  tajemnice wszechświata. Jego niezwykły dar jest doceniany przez targane wojną włoskie miasta-państwa, dlatego konstruuje wyrafinowaną broń masowego rażenia na setki lat, zanim ktokolwiek mógłby ją sobie wyobrazić. Jednak jego prawdziwym powołaniem jest odkrycie tajemnic wszechświata. Tymczasem Watykan bezlitośnie zwalcza tajemną wiedzę, która napędza geniusz Leonarda i jest w stanie wyzwolić ludzkość. Pasja, ambicja i niebezpieczeństwo to dopiero początek tej historii. Da Vinci poszukuje Księgi Liści, mistycznego kompendium tajnej, zakazanej wiedzy, która według legendy odkrywa sekretną historię naszego świata. W swoich poszukiwaniach trafia do rzekomo nawiedzonego miasta. Stanie oko w oko ze środkowoeuropejskim władcą i szaleńcem, Vladem Draculą; włamie się do Tajnego Archiwum Watykańskiego w poszukiwaniu prawdy. Żeby bronić Florencji, stworzy broń masowego rażenia. Będzie jednak zmuszony ponieść konsekwencje swoich czynów. Za chaos, który wywoła dla dobra ludzkości, przyjdzie mu zapłacić wysoką cenę.

Zaczęłam oglądać w lecie, bo akurat nadawali w tv. Osiem odcinków to mało, więc co mi tam, a fabuła brzmiała interesująco. Wytrzymałam sześć odcinków. Kto to wymyślił, żeby historię Leonarda da Vinci wymieszać z fantastyką i siłami paranormalnymi. No ja się pytam?  Zaczęło się dość przyjemnie, wciągająco, ale z odcinka na odcinek coraz bardziej irytowały mnie sceny rodem z serialu fantasy. Porzuciłam, nie wrócę, nie żałuję.
 Pretty Little Liars
Serial opowiada o losach czterech przyjaciółek – Spencer, Hannie, Arii, i
Emily po zniknięciu ich liderki Alison. Rok później dziewczyny nie
przyjaźnią się już, lecz w tym samym czasie otrzymują pogróżki od osoby
podpisującej się „A”. Czy tą osobą jest Alison? 

Trzy lata temu w sierpniu zostałam na kilka dni sama w domu i jakoś tak się złożyło, że nie miałam nic do roboty. Wymyśliłam, że może w takim razie jakiś serial obejrzę. Po dość krótkich poszukiwaniach zdecydowałam się na Pretty Little Liars. Wprawdzie podchodziłam do niego sceptycznie, bo to nastolatkowe, a ja z takowych wyrosłam i raczej mnie denerwują, ale co tam spróbować można, bo powiem wam, że te sekrety i tajemnice mnie tam przyciągały. Gdy zaczęłam oglądać, w telewizji leciał już drugi sezon. Trzy dni mi wystarczyły, by nadrobić pierwszy i początkowe odcinki drugiego i przepaść, w napięciu wyczekując kolejnych epizodów. Wciągnęłam się okropnie, każdy odcinek to były dla mnie same emocje i dociekanie kto jest ‘A’ i moje typy zmieniały się dosłownie co pięć minut.  I tak dotrwałam do połowy czwartego sezonu. O ile pierwszy i drugi były bardzo ciekawe i rzeczywiście trzymały w napięciu, podgrzewały atmosferę z odcinka na odcinek, o tyle w trzecim scenarzyści trochę za bardzo zaczęli kombinować. Wiem, że serial powstaje na podstawie serii książek Sary Shepard (nie czytałam żadnej i nie mam zamiaru), ale podejrzewam, że serial z książką ma po tylu odcinkach już niewiele wspólnego.  W każdym razie trzeci sezon jeszcze mi się podobał, choć zaczynałam dostrzegać pewne wady.  Kiedy zasiadłam do premierowego odcinka czwartego sezonu nie spodziewałam się rewolucji, ale zagadka nadal mnie ciekawiła. Po obejrzeniu dwunastu odcinków byłam już trochę znudzona perypetiami bohaterek, które to perypetie mam wrażenie zaczynały się powtarzać, a przez to akcja stawała się nieco zbyt przewidywalna i nastawiałam się na kontynuację sezonu. Jednak kiedy wyemitowano kolejne odcinki  ja już do nich nie wróciłam. Tak wyszło. Straciłam ochotę na oglądanie. Po prostu tożsamość ‘A’ poznam czytając opisy odcinka finałowego, bo kiedyś serial musi się skończyć.
 
 Downton Abbey
Akcja serialu rozgrywa się w trudnych i burzliwych czasach zarówno dla Anglii, jak  i dla całego świata.Opowieść o Downton Abbey to historia ludzi żyjących we dworze należącym do państwa Grantham i ich córek. Domem kierują kamerdyner Garson i ochmistrzyni, pani Hughes, a sprawne działanie tego skomplikowanego mechanizmu zapewnia  liczna służba. Lord Grantham (Hugh Bonneville) zabiega o  utrzymanie rodzinnego majątku i przekazanie go następnemu pokoleniu; wspomagają go w tym żona Cora (Elizabeth McGovern) i matka Violet (Maggie Smith). Na drodze do celu staje katastrofa Titanica, w której ginie jego przyszły zięć i spadkobierca. Szok po śmierci następcy potęguje fakt, że jedynym możliwym dziedzicem może zostać nikomu nieznany kuzyn Matthew (Dan Stevens), który wraz z matką Isobel Crawley (Penelope Wilton) przybywa do Downton Abbey...
Uwielbiam brytyjskie seriale. Są świetnie zrobione, dopracowane, napisane. I w większości kostiumowe, co tylko podwyższa ich wartość w moich oczach.  Do oglądania „Downton Abbey” namówiła mnie Honorata. Krótkie sezony, siedem, osiem odcinków w każdym to akurat tyle żeby się nie znudzić, a jednocześnie dostać dobry, skondensowany serial, w którym nic nie jest naciągane i przeciągane.  Oglądałam rok temu na TVP1, tak więc spokojnie jeden odcinek na tydzień. I to była dobra decyzja. Nie znudziłam się, bo jest to serial bardzo ciekawy, ale specyficzny, nie ma w nim rozlewu krwi, akcja nie toczy się szybko, choć rozgrywające się wydarzenia są w dużej mierze tragiczne. Potem w jakiś tradycyjnie już letni weekend nadrobiłam trzeci sezon (z wyjątkiem świątecznego odcinka specjalnego, ale wiem co się w nim stało i jestem oburzona) i czekałam na czwarty. Nie zaczęłam go oglądać tylko dlatego, że właśnie ten świąteczny odcinek mi bruździł, niby wiem co w nim było, ale wolałam najpierw to zobaczyć, a potem zasiąść do nowych epizodów. I jakoś tak zeszło, że czwarty sezon się skończył, większość recenzji mówiła o dużym spadku formy, słabych odcinkach, choć były też głosy zachwytu i to spowodowało (te negatywne opinie), że mój entuzjazm zmalał. Podobno na wiosnę „Downton Abbey” ma być kontynuowane na TVP, to może nadrobię ten czwarty sezon. Choć pewnie będzie konflikt interesów, bo ostatnio leciało w tym samym czasie co „Gra o tron” i musiałam ustępować pod terrorem!
 
 How I met your mother
„How I Met Your Mother” to telewizyjny serial komediowy, opowiadający o (nie)szczęśliwych próbach „zdobycia” odpowiedniej narzeczonej przez Teda (Josh Radnor), głównego bohatera. Poznajemy go w momencie, kiedy jego najlepszy przyjaciel Marshall, student prawa (Jason Segal), postanawia oświadczyć się swojej narzeczonej, przedszkolance Lily (Alyson Hannigan). Od tego momentu Ted nie przestaje myśleć o tym, że w końcu musi się ustatkować, musi znaleźć odpowiednią kobietę, swoją prawdziwą miłość. W poszukiwaniach tych nieustannie pomaga mu Barney (Neil Patrick Harris), bezczelny człowiek, mający obsesję na punkcie garniturów, który w każdej sytuacji widzi okoliczność sprzyjającą „wyrwaniu” jakiejś panny. W momencie kiedy Ted poznaje Robin (Cobie Smulders) sprawa się komplikuje. Nie ma on wątpliwości, że jest to miłość od pierwszego wejrzenia, jednakże, jak się później okazuje, los chce zupełnie inaczej.

O tym serialu to można napisać całą epopeję. Zaczęłam go oglądać dość dziwnie. Słyszałam, że taki twór istnieje, ale uważam, że to kolejny głupi sitcom. W końcu natknęłam się na jakiś odcinek i z nudów zaczęłam oglądać. Jak już wiedziałam o co chodzi z tą całą matką i na czym polega serial, zaczęłam rozumieć jego fenomen. To było w okolicach czwartego albo piątego sezonu.  Szybko nadrobiłam wcześniejsze odcinki, które okazały się jeszcze lepsze od wówczas bieżących.  I tak do szóstego sezonu włącznie było fajnie. Barney to osobowość, której komentować nie trzeba i nie można, to trzeba zobaczyć. A moją ulubioną bohaterką jest Lili, wredna, złośliwa, a przy tym miła  i sympatyczna, zupełnie jak ja.  Paradoksalnie najbardziej wkurzającą postacią jest dla mnie Ted, czyli w zasadzie główna oś serialu. Niestety siódmy sezon stracił mocno na humorze, a odgrzewane kotlety Barneya przestały bawić. Przetrwałam jeszcze ósmy sezon i nawet widziałam trzy albo cztery odcinki ostatniego dziewiątego sezonu. I tak trochę głupio rezygnować przy samej mecie, ale z drugiej strony po co się męczyć. Wiem już, kto jest matką, a nie interesuje mnie kompletnie w jaki sposób spotka się ona z Tedem. I tak na finiszu producenci strzelili sobie w stopę, ujawniając wielką  tajemnicę w sposób nijaki, nudny i nie wzbudzający emocji. A jeszcze na dodatek zapowiadany jest spin off w postaci serialu How I met your dad, który ma pokazać historię z perspektywy matki. Jeśli go nakręcą, wróżę mu maksymalnie jeden sezon. Sprawdzone metody nie zawsze są dobre!
   Morderca z Whitechapel   
Ulice Whitechapel spływają krwią. Zbrodniarz uderza nocą: wybiera bezbronne kobiety i morduje je niczym rzeźnik. Ludzie żyją w panice, policja jest bezradna… Nie zna motywu zbrodni, nie ma dowodów, nie ma nadziei na złapanie potwora. To nie XIX wiek. Nie czasy Kuby Rozpruwacza. To dzień dzisiejszy. Sprawę dostaje młody, robiący karierę detektyw Chandler. Jest może nowicjuszem, jeśli chodzi o dochodzenia w sprawie morderstw, ale znakomicie zna się na wewnątrz-policyjnej polityce. Towarzyszący mu oficerowie to zupełnie inny gatunek. Przewodzi im sierżant Miles, cyniczny, doświadczony detektyw, którego uwadze nie ujdzie nic. Dzięki pomocy Edwarda Buchana, znawcy sprawy Kuby Rozpruwacza, Chandler zaczyna rozumieć, że współczesne zabójstwa są dziełem kogoś, kto naśladuje słynnego XIX-wiecznego mordercę. Kogoś, kto zna wszelkie szczegóły oryginalnych zbrodni.

Kuba Rozpruwacz, Londyn, czasy współczesne,  no i jeszcze serial zrobiony przez Brytyjczyków. Mniam! Jest chyba z cztery albo pięć sezonów. Widziałam dwa na BBC. Oglądałam z ogromnym zainteresowaniem, a potem jakoś tak mi przeszło. Fajny pomysł, świetne wykonanie jak to w produkcji BBC, aktorsko rewelacja, scenarzyści się popisali. Jednak wydaje mi się, że jest to jeden z tych seriali, których nie należy za długo ciągnąć. Lepiej zostawić lekki niedosyt widzowi, niż go zmęczyć. 
Opisy seriali i plakaty pochodzą ze strony filmweb.pl