Dom na Sycylii Rosanna Ley


Są takie miejsca, gdzie większość z nas chciałaby być. Miejsce pełne słońca, beztroski i spokoju.  Do takiego właśnie miejsca trafia Tess. Prawie czterdziestoletnia kobieta, samotna matka dziewiętnastoletniej córki, dowiaduje się, że otrzymała spadek i to w dość sporej gabarytowo formie, piękną willę na Sycylii, w miasteczku Cetaria. Jest jednak jeden warunek. Aby dostała spadek musi pojechać i na własne oczy zobaczyć Villę Sirena. Gdy przyjeżdża do Cetarii, całe miasteczko wie już o wizycie Angielki, a szczególnie zainteresowany nowo przybyłą jest pewien Sycylijczyk. I tak Tess wpada w wir sekretów i zagadek, miłosnych uniesień i waśni rodowych. 

„Dom na Sycylii” Rosanny Ley to bardzo sympatyczna historia. Ostatnio modne jest wybieranie książki na lato i właśnie tę lekturę mogę szczerze polecić. Autorka opisuje piękno wyspy, widoki, zabudowę, błękit morza, ukryte groty i jaskinie. W zestawieniu z zimną i deszczową Anglią, w której rozgrywa się część powieści, Sycylia jawi się jako niebo na ziemi. Niestety wszystko ma swoje wady i pod tym całym pięknem jawią się skrywane tajemnice i zadawnione urazy. Rosanna Ley stworzyła ciepłą, okraszoną jedzeniem (a jakże!) historię trzech pokoleń kobiet, które muszą poradzić sobie z niespodziankami losu. Tess dostała spadek od osoby, której nawet nie znała, jej mamma Flavia, Sycylijka z krwi i kości skrywa od wielu lat sekret, który musi w końcu przekazać córce. Najmłodszą bohaterką jest Ginny, córka Tess, wychowana bez ojca, który zanim się jeszcze urodziła wyjechał do Australii. Teraz dziewczyna skończyła liceum i przygotowuje się do studiów, choć wcale nie wie, czy chce już teraz kontynuować naukę. Tematem książki są relacje rodzinne, ciepłe i pełne miłości choć jednocześnie nieco skomplikowane. Poznajemy historię życia Flavii, historię trudną, momentami radosną, momentami smutną, ale pokazującą, że wiele spraw zależy od nas, choć ważni też są ludzie, których przyjdzie nam spotkać na swojej drodze. To moja ulubiona postać „Domu na Sycylii”, najciekawsza, najbardziej kolorowa, mimo przeszkód udało się jej wiele osiągnąć, a jednocześnie jest taką trochę stereotypową włoską mammą, lubiącą gotować i matkować córce i wnuczce. Ginny to przykład nastolatki, która u progu dorosłości zaczyna wątpić w sens czegokolwiek. Wielu jej rówieśników przeżywa podobne rozterki i autorce świetnie udało się uchwycić problemy z jakimi zmierzyła się dziewczyna. Sama Tess potraktowana została dość schematycznie, ale jest to bohaterka miła, barwna, nie dająca sobie w przysłowiową kaszę dmuchać.

Fabuła książki jest w sumie banalna, ot kobieta otrzymuje spadek, jedzie na Sycylię, poznaje mężczyznę, zakochuje się albo i nie, w każdym bądź razie jakieś miłosne podchody mają miejsce, a jeszcze ma do odkrycia rodzinne tajemnice. Jednak ta banalność jest tak pełna pasji, słońca, pozytywnych emocji i dobrej energii, że ręce same przewracają kolejne strony,  a oczy i umysł chcą wiedzieć co będzie dalej. Autorka włożyła wiele pracy w napisanie „Domu na Sycylii”, ale dołożyła jeszcze jeden składnik, którego wielu powieściom brakuje, mianowicie serce. To sprawia, że książka jest niezwykle pozytywna, lekka, dobrze napisana i stworzona do czytania. Nie jest to ambitna lektura, nie jest to utwór z morałem, choć kto wie, może dla kogoś będzie, ale z całą pewnością jest to bardzo dobra powieść na lato, na chandrę i co więcej, „Dom na Sycylii” Rosanny Ley to książka, do której chce się wrócić i ja z pewnością będę to robić. Wnikać do świata trzech kobiet, przeżywać razem z nimi przeszłość, chwilę obecną i przyszłość, wspominać, marzyć, wierzyć i walczyć. I przede wszystkim chłonąć pozytywną energię! Zachęcam do sięgnięcia po ten tytuł, nawet w ramach plażowej lektury, bo z pewnością odpoczniecie w „Domu na Sycylii”. 

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Literackim