Bękart ze Stambułu Elif Shafak

„Bękart ze Stambułu”, bestseller, najpopularniejsza powieść Elif Shafak i jednocześnie chyba najpiękniejsza historia z wszystkich opowiedzianych przez autorkę. Asya Kazanci i jej liczna, mocno sfeminizowana rodzina mieszkają w Stambule. Mężczyzn w domu brak, bo dziwne fatum sprawia, że wszyscy męscy potomkowie, a także mężowie kobiet Kazanci umierają przedwcześnie. Jedyny syn po osiągnięciu pełnoletności wyjechał do Stanów Zjednoczonych, by nie kusić losu. Pewnego dnia do Stambułu przyjeżdża krewna Asyi, Ormianka Armanusz Czachmaczian i wszystko zaczyna się komplikować, na jaw wychodzi przeszłość oraz rodzinne sekrety.

Po tym jak zauroczył mnie „Sufi” musiałam sięgnąć po kolejne książki Elif Shafak. Na początek wybrałam „Bękarta ze Stambułu” z wielu powodów: pozytywnych recenzji, zachwytów, popularności na światowych listach bestsellerów, ale również dlatego, że coś przyciągało mnie właśnie do tej książki. Może tytuł, trochę odrzucający, lecz jednocześnie zawierający w sobie tyle określeń i synonimów, może fioletowa okładka, a może to fakt, że akurat czytałam „Teodorę”, której akcja toczy się w Konstantynopolu w szóstym wieku, a miasto zostało przemianowane właśnie na Stambuł około 1930 roku. Powodów było wiele, sięgnęłam zatem po lekturę i po raz kolejny wpadłam w sieć tkaną przez autorkę. „Bękart ze Stambułu” to nie jest bowiem historia, jakiej można się spodziewać po tytule. Shafak porusza w niej bardzo trudny dla Turków i społeczności armeńskiej temat ludobójstwa Ormian. Drugiego po holokauście najlepiej udokumentowanego ludobójstwa w historii świata, dokonanego w 1915 roku przez Imperium Osmańskie. Sprawa ta do dziś dzieli Turcję i liczną światową diasporę ormiańską, ponieważ spadkobiercy Imperium Osmańskiego oficjalnie nie uznają tych tragicznych wydarzeń. Autorka w swojej książce stara się przybliżyć tę smutną prawdę historyczną pokazując relacje dwóch rodzin, tureckiej Kazanci i ormiańskiej Czachmaczian. Bardzo podobało mi się to, że mimo iż Shafak jest Turczynką nie staje po stronie swojego kraju, lecz stara się oddać sprawiedliwość obu narodom, przytaczając argumenty każdej ze stron. Nie zrażajcie się jednak wątkiem historycznym książki, bo zawiera ona wiele innych równie ciekawych opowieści. Piszę, opowieści, bo jest to kolejny tytuł autorki, gdzie tworzy ona mozaikę z poszczególnych wątków, przetyka je jeden przez drugi, łącząc i dzieląc. Poznajemy więc historię Rose i Zelihy, matek Armanusz i Asyi, różniących się od siebie pod każdym względem, zachowania, charakteru, wyglądu, stylu życia. Łączy je tylko jedno, Zeliha to czarna owca w rodzinie Kazanci, a Rose to odar, czyli obca w rodzie Czachmaczian. Żadna nie czuje się zaakceptowana i odbija się to na ich życiu. Dowiadujemy się wiele o ciotkach Asyi, Feride, która jest trochę niespełna rozumu, a jej nastroje można poznać po fryzurach i kolorze włosów. Ciocia Cevriye, nauczycielka, wdowa, mądra, spokojna, stonowana. I wreszcie moja ulubiona ciocia Banu, wróżka, nosząca chustę, przykładna muzułmanka, ale jednocześnie najbardziej kolorowa postać książki. Przy wróżbach pomagają jej dwa dżiny, Pan Gorzki i Pani Słodka, zły i dobry, będące na każde wezwanie swej pani, a jednocześnie posiadające niezwykłą moc ukazywania przeszłości. Do kompletu jest jeszcze Mateńka, dziewięćdziesięcioletnia prababka Asyi, chora na alzhaimera, przypominająca sobie co jakiś czas wspaniałe momenty swego życia oraz babcia Gulsum, która tęskni za jedynym synem, mieszkającym w USA, ukochanym i rozpieszczonym, którego dopiero życie zmusiło do opamiętania się. Shafak stworzyła całą gamę barwnych postaci, zarówno w rodzinie Kazanci jak i Czachmaczian oraz wśród przyjaciół Asyi, trochę zbuntowanych, dekadenckich, idących pod prąd na przekór otoczeniu. Zderzając ze sobą dwa różne światy, autorka ukazuje jak skomplikowane może być życie, relacje rodzinne i jak przeszłość, nawet bardzo odległa, i historia mogą wpływać na naszą obecną rzeczywistość. Zawiłości rodzinne, kultura, która wydawałaby się dzielić Turków i Ormian, a jednocześnie będąc podobna dla obu narodów, chociażby w postaci tradycji kulinarnych i rzadko spotykanych bliskich stosunków panujących w rodzinach, gdzie mimo skomplikowanych relacji, zawsze mogą na siebie liczyć.

„Bękart ze Stambułu” to wielokulturowa, pełna magii, barw i zapachów powieść, w której autorka udowadnia swój baśniowy talent. Mozaika kolorów, postaci, wątków mocno osadzona w barwnych realiach współczesnego Stambułu, odwołująca się do przeszłości i pokazująca próbę rozprawienia się zarówno z historią rodziny jak i niechlubną kroniką narodu. Mimo, że Elif Shafak (a może właśnie dlatego) bardzo neutralnie starała się przedstawić wątek ludobójstwa i poglądy obu narodów, to powieść wywołała protesty Turcji i doprowadziło do procesu autorki oskarżonej o obrazę tureckości. Jak widać po prawie stu latach od tych tragicznych wydarzeń, nadal jest to temat tabu dla państwa tureckiego. Dlatego cieszę się, że Shafak tak profesjonalnie podeszła do tematu i włączając tę historię do swojej książki pozostała bezstronna.

„Bękart ze Stambułu” to piękna książka, która pozwala zrozumieć zawiłości tego świata, jego historię, a także istotę jaką jest kobieta. Skomplikowaną, mądrą, kolorową, kochającą, smutną i radosną, pełną sprzeczności, a przez to jeszcze ciekawszą. Elif Shafak po raz kolejny pokazała świetne pióro, talent literacki i wprowadziła czytelników w bajkowy świat Stambułu.

Tekst powstał we współpracy z Wydawnictwem Literackim