„Latarnika” Camilli Läckberg kupiłam w dniu premiery i pochłonęłam w dwa wieczory! Tym razem autorka zagwarantowała takie tempo akcji, że nie nadążałam z przewracaniem kartek. Bo „Latarnik” wciąga jak trąba powietrzna… i nie wypuszcza do samego końca!
Szwedzcy krytycy rozpływali się w zachwytach nad ostatnią powieścią Läckberg. A im więcej czytałam pozytywnych recenzji i opinii czytelników, tym bardziej obawiałam się zawodu. Nie mogłam się bardziej mylić. Rewelacyjna książka. Napisana z tak zwanym polotem, nie nudzi i nie nuży, idziesz jak burza przez kolejne strony i zatrzymujesz się dopiero na napisie „koniec”. Świetnie zbudowane postacie, wprowadzony problem wykorzystywania i przemocy wobec kobiet, a także brudnego świata narkotyków. I co najważniejsze zakończenie nieprzewidywalne, chociaż bardzo proste w zamyśle. Autorka wprawdzie zastosowała tą samą metodę co w poprzednich częściach, czyli przedstawienie wszystkich faktów w taki sposób, że czytelnik zna mordercę wcześniej niż policja, ale przyznam, że i tak mnie się udało rozwiązać zagadkę tylko w połowie.
Po raz kolejny z przyjemnością zanurzyłam się w ciepły świat Fjällbacki. Cichej, spokojnej, a jednak pełnej morderczych tajemnic. Ale pierwszy raz opowieść Camilli Läckberg jest czymś więcej niż obyczajowym kryminałem. Przez całą książkę czuje się na karku powiew grozy. Idea wykorzystania w powieści postaci będących domeną horrorów znakomicie się sprawdziła i sprawiła, że „Latarnik” wprowadza nową, nieznaną dotąd jakość w szwedzkim kryminale. Mam nadzieję, ze autorka zaskoczy nas jeszcze nieraz swoją pomysłowością i sprowokuje do kolejnych zarwanych nocy.